OPOWIEŚCI ZWIERZYŃCOWE
czyli opowiadanka, nowelki, szkice inspirowane futrzanymi - uszatymi...

KRÓLICZE OPOWIEŚCI
część 1. "Niedzielny poranek"


KRÓLICZE OPOWIEŚCI
cz. 1.

Niedzielny poranek

Poranek tego dnia nie zwiastował dramatyzmu wydarzeń, które miały nastąpić za klatką, tuż koło listwy. Chmury, ciężkie i gęste, zasłoniły niebo tłamsząc powietrze ku ziemi. Było cicho, wpół-zimno i leniwie... Nawet słońce jakoś bladziej połyskiwało w prześwitach. Ruda Duda otworzyła prawe oko i zastrzygła lewym uchem... Nic, cisza... Bodnęła Łaciatą Kropkę i przeciągnąwszy się wstała, by coś przegryźć. Miska była pusta.

- Kropka, wstawaj! - chrumknęła - Duzi jeszcze śpią, a w misce nawet ziarenka nie ma!
- Daj królikowi żyć, niedziela jest... - Kropka najwyraźniej chciała jeszcze pospać...

Duda zirytowana odwróciła się w kierunku prawej strony klatki, za której prętami wyraźnie widać było głowy Dużych przytulone do poduszek...

- Opiekunowie, niech ich pomór... - mruknęła i z całej siły natarła przednimi łapkami na pręty klatki. Głośny jęk metalowej konstrukcji rozległ się w mieszkaniu. Ruda cofnęła się trochę i powtórzyła atak. Za trzecim razem poskutkowało. Grubszy podniósł głowę i wydał z siebie serię niezbyt głośnych dźwięków. Duda znała ten ton. Próbował negocjować. Uderzyła jeszcze raz. Tym razem dołączyła do niej Kropka, która i tak nie mogła zasnąć w tym hałasie... Gruby zamamrotał coś uspokajająco i wstał...

- No. Już mnie uciska we flakach... najwyższy czas coś przekąsić - Sapnęła Duda i wycofała się do rogu klatki...
- Musisz być taka nieprzyjemna i fizjologiczna? Przecież oni nas lubią. Nie rozumiem twojej agresji... Ta twoja dzika krew...
- Odwal się od mojego ojca. To był porządny królik! - warknięcie Dudy wyraźnie znaczyło, że ten temat nie jest zbyt bezpieczny...
- Dobra, dobra... Daj spokój, nie chciałam cię urazić... - Kropce nie chciało się sprzeczać - Zresztą, idzie śniadanko!

Nad klatką pochylił się Gruby i otworzył górną pokrywę. Duda instynktownie skuliła się w rogu. Nie lubiła tego momentu. Jakoś nie mogła się przyzwyczaić, że jest tutaj bezpieczna. Coś kazało jej uważać na takie "pochylenia". Tymczasem jednak górna klapa została zamknięta. Kropka już siedziała przy swojej misce i z apetytem zasuwała śniadanie. Duda w milczeniu zaczęła gryźć granulat. Jednak, ani posiłek, ani późniejsza wizyta w toalecie, ani też pytlowanie Kropki nie poprawiły jej humoru. Wyraźnie wstała lewą łapą. W pewnym momencie złapała zębami miskę i z całej siły szarpnęła nią. Reszta śniadania wylądowała w trocinach.

- Dość! Nie będę siedziała w tym bałaganie. Porządny królik nie pozwoliłby sobie na takie dziadostwo. To nie jest zajęcza jama! Kiedy w końcu Oni nam posprzątają!? A może mam im pomóc!? - zdenerwowanie Dudy wyraźnie sięgnęło zenitu. Kropka nie czekając ani chwili przyłączyła się do niej i po chwili teren wokół klatki usłany był wiórkami wymieszanymi z siankiem i króliczymi bobkami.
- Naprawdę myślisz, ze to coś da? W końcu to nie są króliki... Widziałaś kiedyś żeby się myli? - Kopka jak zwykle nie wierzyła w skuteczność protestu.
- Nadepną sobie na gówno to sprzątną! - Duda szukała konfrontacji.

Najwyraźniej miała jednak rację. Gruby podszedł do klatki i zdjął metalową konstrukcję z plastikowej podstawy. Coś zagadał wesoło i... poklepał króliczki po pupach zachęcając do opuszczenia klatki.

- Cóż za poufałość! - tym razem Kropka była niezadowolona.

- Chamstwo i tyle - prychnęła Duda, ale wyskoczyła z boxu śladem Łaciatej.

Przeciągnęły się parę razy, przeczyściły futerko i zaczęły rozglądać się w poszukiwaniu rozrywki. Gruby szamotał się z boxem w łazience, Mniejsza była zajęta sobą w kącie pokoju...- Słuchaj - Duda zastrzygła uszami wyraźnie podekscytowana - jest szansa Go poszukać.
- Złapią nas - Kropka nie była przekonana do pomysłu Dudy, zwykle po realizacji Dudowych koncepcji było sporo hałasu...
- Gadanie! - Duda nie czekając na Kropkę ruszyła w kierunku ściany, zasłoniętej zwykle przez klatkę.

Po chwili obie, czujnie nasłuchując, zaczęły odchylać przednimi łapkami dociągnięty do ściany dywan. Chwilkę im zajęło, zanim kawałek dywanu udało się podważyć i dalej odciągnąć zębami na potrzebną odległość. Przysiadły i z zachwytem spojrzały przed siebie. Po podłodze, zza legowiska Dużych, w kierunku stolika po lewej biegł szary, pozornie niewinny i niegroźny kształt. Miały go! Teraz trzeba było tylko sprytnie go podejść i zadać cios.

- Ubezpieczaj mnie - rzuciła Duda i skoczyła przed siebie. Nie celując specjalnie uderzyła kilka razy zębami. Mocno. Skutecznie.

Kropka stojąc słupka wypatrywała, czy Gruby przypadkiem nie wyjdzie z łazienki. Kiedy usłyszała jego człapanie chrumknęła ostrzegawczo. Duda błyskawicznie odskoczyła od wroga i bachnęła się na bok. Kropka szybciutko wyłożyła się przy niej. Cisza, spokój. Tylko podniesione pyłki kurzu wirowały nerwowo w snopie porannego światła, jakby chciały powiedzieć: hej, tutaj, tutaj! Widziałyśmy to! Tutaj!

- Miałyśmy szczęście - mruknęła Kropka patrząc z podziwem na Dudę. - Zrobiłaś to! Po tylu tygodniach czekania, wąchania, szukania, wreszcie Go dopadłaś.
- Daj spokój... Nic szczególnego... Ot, kawałek szarości... - Duda wyciągnęła się wygodnie z lubością patrząc jak Gruby zbiera z podłogi kawałki kabla.

Króliczki wytrzymały jeszcze dzielnie próbę ustalenia sprawcy, polegającą na podsunięciu im pod nosy zwitków martwego szarego strzępu. I mimo, że strasznie je kusiło, żeby dodatkowo pognębić wroga, nawet nie drgnęły. Spod półprzymkniętych powiek, przyglądały się krajobrazowi po bitwie sycąc się sukcesem. Duda rozprostowała skoki. Mimo wszystko, tydzień nie zaczął się źle...

Kraków, 2 - 3 marca 2002 r.