KROPKA | DUDUSIA | GANDALF | GOGA | FILEMON | TOOSIA | ŚNIEŻKA
Zwierzaczki opisuję tutaj w kolejności pojawiania się w domu. Jak niektórzy już wiedzą - Kropka nie żyje. Mimo to opis pozostał taki, jaki był na poprzedniej stronie. Także względem Dudusi. Zapraszam do lektury. Zwierzaczka można wybrać klikając na jedno z imion.
KROPKA Kim jest Jej Wysokość baronowa Kropka von Tropka? O ile dane zdobyte organoleptycznie nie są fałszywe to możemy z dużą dozą prawdopodobieństwa stwierdzić, że jest to samiczka (chociaż pewności podobno prawie nigdy nie można mieć). Można również potwierdzić plotki, że Jej Wysokość do złudzenia przypomina królika rasy holenderskiej. Została przyniesiona z pobliskiego sklepu zoologicznego w malutkim pudełku z tektury. Nieświadom zawartości pakuneczku otworzyłem go i ze zdumieniem ujrzałem jej Malutką Wysokość. Mieściła się wówczas w dłoniach i w porównaniu z dzisiejszymi rozmiarami mogła uchodzić za króliczego liliputka. Nie wiedziałem wtedy, że trzymiesięczny królik to mniej więcej jedna piąta dorosłego egzemplarza. Ku mojemu radosnemu zdumieniu bardzo łatwo zadomowiła się w klatce, grzecznie jadła z miseczki (o ile pominąć namiętne jej wywracanie) i umiała pić z poidełka. Potem nastał czas wzajemnego poznawania się i walki o przywództwo w grupie (znaczy się: stadzie). Kolejne bitwy poddawałem na każde skinienie Kropki, aż wygrała całą wojnę. Oto słodka prawda o królikach i ludziach, którym się wydaje, że mają królika. To królik ma ludzi w puchatej garści. Wystarczy kilka kicnięć, parę arcyszybkich zwrotów połączonych ze sprężynkowymi wyskokami i już... Z właściciela szybciutko przeistoczyłem się w pokornego poddanego bezgranicznie przywiązanego do Jej Wysokości baronowej Kropki von Tropki. Charakter Kropci można opisać w dwóch słowach, które wielu z nas zapewne zna ze szkoły: "zdolny leń". Jest zdolna do wszystkiego, ale zbyt leniwa, żeby realizować swoje możliwości. Kiedy pojawiła się, jak każdy młody królik musiała wszystko obwąchać i obadać. Przez jakiś czas uwielbiała wycieczki pod szafy - teraz najwyraźniej doszła do wniosku, że to nie przystoi Monarchini. Co zadziwia - stosunkowo mało gryzie, chyba, że mówimy o pościeli i ubraniach - to zupełnie inna sprawa, to można gryźć bez końca. Jednocześnie Kropka dość szybko przestała szaleć po pokoju (mam na myśli skoki, ósemki, rundy wokół stołu) i stała się nieprawdopodobną pieszczochą. Potrafi charakterystycznie chrumkając trącać łebkiem rękę człowieka, aż do momentu kiedy ten muśnie ją w miejscu między uszkami, albo po pyszczku. Wtedy zastyga, wyciągnąwszy się uprzednio w pozie "głaskowej". Może tak leżeć godzinami pod warunkiem, że głaskanie nie ustaje. Jeśli coś jest jej zdaniem nie tak, zrywa się, chrząka, układa przez chwilę futerko, albo obiega "włości" by znowu domagać się pieszczot. I tak w koło Macieju... Jej ufnośc robi niesamowite wrażenie, jednak nie jest efektem jakiegoś jednodniowego przełomu. Jej zaufanie do nas budowane było przede wszystkim na zasadzie, że klatka to "miejsce święte", z którego nie wolno króliczka wyjmować na siłę, w którym tylko ona rządzi, a człowiek ma tam dostęp tylko po to żeby posprzątać i dołożyć jedzenia. Unikałem brania Kropki na ręce i głaskania wtedy, kiedy nie miała na to ochoty. Stopniowo zaczęła coraz chętniej do podchodzić (podkicywać?) wiedząc, że będzie mogła odejść kiedy tylko zechce. Potem czas tych kontaktów zaczął się wydłużać, aż pewnego dnia pierwszy raz przyszła i wpakowała łepetynkę pod rękę. To był przełom. Od tego czasu już bardzo śmiało i bardzo ufnie przychodziła na głaski i drapy, a wreszcie zaczęła się rewanżować pielęgnowaniem głaskających ją rąk. I tak już zostało. Martwił mnie jednak niezmiennie jeden fakt: Kropcia ze względu na organizację przestrzenną zamieszkiwanego przez pokoju musi pozostawać w klatce, kiedy nikogo nie ma w domu. Dość długo ni było wiadomo, co z tym fantem zrobić i wreszcie zupełnie niespodziewanie dołaczyło jeszcze jedno cudo - Dudusia. Dzięki jej obecności Kropka mniej bolesnie znosi przedpołudnia spędzane w klatce. Dzięki niej też zaczęła znowu troche więcej się ruszać.
DUDUSIA Z pojawieniem się Dudusi sprawa miała się nieco inaczej niż z Kropką. Już od jakiegoś czasu rozważana była możliwość zaproszenia do domu drugiego króliczka - najchętniej podobnie jak Kropka - samiczki. Pomysł wziął się z troski o Jej Wysokość, która na długo zostaje zamknięta w w klatce w domu, kiedy w domu nie ma nikogo. Zamykanie Kropki jest niestety, jak na razie, koniecznością. Zastanawiałem się nad zrobieniem czegoś, co pozwoliłoby Kropci lepiej przetrzymać czas w zamknięciu i wyszło na to, że najlepszym sposobem będzie sprowadzenie jej towarzystwa.
Królicza agencja towarzyska nie wchodziła oczywiście w grę dlatego jedyną możliwością realizacji planu był zakup. Początkowo miał być odłożony do wiosny... Wtedy jednak zupełnie niespodziewanie i podstępnie właściciel sklepu zoologicznego, sprowadził gromadkę niesamowitych kicających śliczności. I pewnego dnia stało się. Jak oświadczył sprzedawca, Duduś to samczyk, miniaturka angorki, co zresztą potwierdził stosownym dokumencikiem. Wynika z niego jednoznacznie, że o ile Dudusia wda się w rodziców, powinna ważyć około 1 kilograma. Wiadomo też, że Dudusia przyszła na świat 10 grudnia 2000 r. Co do charakterku Dudusi to z całą pewnością ma wszystkie cechy młodej, zdrowej (chwała Bogu!) króliczki. Nie lubi zbytnio zamknięcia, a jeśli już musi w nim przebywać to zwykle zajmuje jedną z kilku rzeczy: spaniem, jedzeniem, kosmetyką (swoją lub Kropki). Kiedy już bardzo się zniecierpliwi - próbuje galopad po klatce, co po części (ze względu na jej dość duże wymiary) udaje jej się. Budzi jednak wtedy Jej Wysokość, która co prawda nie jest zbytnio zachwycona aktywnością smarkuli jednak skwapliwie korzysta z okazji, by podłożyć jej łepek gotowy do pieszczot. I zwykle dostaje to czego chce - Dudusia skrzętnie liże jej uszka i pyszczek w czym zresztą po chwili Kropcia nie pozostaje jej dłużna i tak rozpędza się królicze perpetuum mobile. Zatrzymać je może tylko pełna miska lub otwarcie drzwiczek klatki. Poza klatką Dudusia wariuje jak każdy młody zwierzak - skacze, kręci ósemki, ćwiczy zwody lub pędzi przed siebie jak szalona robiąc kolejne rundy w Tour de Kanapa. Przez jakiś czas bardzo dokładnie zapoznawała się z terenem - szczególnie dokładnie badała ulubione miejsca Kropki. Potem jednak znalazła sobie swój kącik do wypoczynku - mieści się on w plastikowym koszyku pełnym tekturowych teczek. Tam czuje się bezpiecznie tym bardziej, że półka znajdująca się powyżej tworzy swoiste zadaszenie i dość skutecznie ukrywa Dudusię przed światem. Przedsiębiorcza samiczka tam właśnie pracowicie zdarła folię zabezpieczającą jedną z teczek, a kiedy dostała tam kawałek szmatki na dobre się w nim zadomowiła. Drugim miejscem pokoju lubianym bardzo przez Dudusię (i Kropkę) jest wykładzina pod półką z telewizorem. Tam zwykle wypoczywa Kropka, majestatycznie rozciągnięta "na kiełbaskę". Często jednak towarzyszy jej Dudusia, która rozciąga się obok, przytulając się do niej maksymalnie (łącznie z wyłożeniem na nią łapek). Leżą tak razem mrużąc z zadowolenia ślepka.
Jest jeszcze jedno miejsce, które Dudusia uwielbia odwiedzać - półka z papierzyskami położona nisko przy ziemi. Ileż tam jest ciekawych zapachów, ile tekturek, ile papieru - wprost aż się prosi żeby coś pogryźć!!! W porównaniu do Kropki Dudusia jest bardziej skoczna. Już dwa dni po przybyciu do domu skakała po kanapie, a kilka dni później podjęła niebezpieczną próbę wydrapania się na kredens po otwartej górnej klapie klatki, za punkt wyjścia obierając klatki dno. Widok był tyle imponujący co niepokojący i od tego czasu górna klapa otwarta jest tylko dla konkretnych czynności pielęgnacyjno - opiekuńczych. Nie było pewne, jak Kropka zachowa się wobec nowej lokatorki. Byłem przygotowany na ustawienie drugiej klatki lub nawet konieczność zwrotu Dudusi do sklepu. Ale obawy okazały się płonne, a dobre efekty obecności Dudusi przeszły najśmielsze oczekiwania. Kropce ujawnił się chyba instynkt macierzyński. Przy każdej okazji "broni" Dudusi pochrząkując ostrzegawczo i zasłaniając ją. Łazi za nią wszędzie - i to jest trzeci plus, bo niezbyt ruchawa dotychczas Kropcia śmiga po pokoju bawiąc się z Dudusią, aż miło. A poza tym jest jakaś... szczęśliwsza na swój króliczy sposób. I na pewno nie jest już tak samotna. A wszystko dzięki angorzej mini-rsudzince. GANDALF SZARY (ur. 1.02.2002). Jest duży (ponad 5 kg). Można powiedzieć, że nawet bardzo. Jak na europejczyka oczywiście. Jest typem wojownika z doświadczeniem. Nie ładuje się w byle starcia, woli obserwować, czasami pacnąć łapą... Gandalf ma ostatnio nawrót czułości do mnie. Korzysta z każdej okazji, żeby władować się na brzuch, albo na poduszkę i mrucząc domagać się pieszczot... Filemona przyjął z chłodnym dystansem, raczej bez agresji, usuwa mu się z drogi, ostrzegając sykiem i warczeniem. Zresztą, i to coraz rzadziej... Kiedy Fil nie ustępuje Gandalf po prostu daje nogę! Ucieka przed mniejszym egzemplarzem! Pazury idą w ruch dopiero wtedy, kiedy tak niefortunnie obierze trasę ewakuacji, że znajdzie w domowym noł-łej-ałcie i Filemon wpatrując się w niego z miłością ruszy do zabawy. Wtedy rozlega się wrzask i słychać odgłos pacnięć, tupot i... Gandalf dalej ucieka, tyle, że skuteczniej... Pod pazurami unosi kłaczki czarnego futerka... A na łebku kilka niewielkich śladów. Ostatnio coraz rzadziej dochodzi do takich konfrontacji... Coraz częściej potrafią stać tuż obok siebie zajęci czymś, jeść blisko, czy wręcz spokojnie się obwąchiwać... Cieszy mnie to bardzo, bo to daje nadzieję na całkowity spokój w ich relacjach. Takich nadziei raczej nie daje kicia z Kazimimierza... GOGA KAZIMIERA (ur. ok. maja-czerwca 2002). Kotunia nadal niewielka, ale już nieco "przybyczona" (3 kg). Kocha mnie bardzo, kiedy tylko nie ma innych kotów przy mnie, przychodzi bardzo chętnie na pieszczoty pusząc się cała, rozcapierzając ogonek na wiewiórkę (a ma piękny ogon!) i ocierając się na potęgę. Jednak zupełnie nie zaakceptowała Fila. Ucieka natychmiast na jego widok, warcząc i sycząc. Nie ma wogóle opcji jakiegokolwiek kontaktu między nimi. Podobnie reaguje na Toosię. Zresztą, wogóle na inne koty, w tym Gandalfa (im akurat od początku się nie układało...). Goga jest koteczką o niezwykle puszystym delikatnym futerku i to się nie zmienia cały czas. Ostatnio troszkę więcej gada (Gandalf zresztą też - czyżby wpływ gaduły Filemona?). Generalnie kicia jest zdystansowana i spokojna. Jej ulubione miejsce to płyta drewniana na lodówce i szafki w kuchni. Tam odbiera hołdy, tam śpi i tam lubi siedzieć. Bardzo niechętnie schodzi. Ostatnio intensywnie pracuję nad tym, że ponownie zeszła na dół na stałe... Albo przynajmniej na trochę... FILEMON CZARNY - Pantera Kieszonkowa (ur. chyba początkiem 2002???). Właściwie to coraz mniej kieszonkowa, bo Fil mocno zmężniał ostatnio (lekko ponad 4 kg teraz waży). Fil miał mnóstwo szczęścia, że został znaleziony na cmentarzu. Był w stanie agonalnym. Miał pełno chorób i rozszczepienie podniebienia. Teraz jest zdrowy (poza nawrotem niewielkim rozszczepienia, niestety) i w doskonałej formie. Ryśka stoczyła długą walkę o jego życie. On teraz tę pracę, miłość i poświęcenie oddaje jak może. Ryśka mówiła mi, że Fil to kot kochający ludzi i inne koty wielką, niesamowitą miłością. Wierzyłem, ale dopiero teraz mam okazję zaobserwować jak to wygląda w pełni w praktyce... On od razu chce nawiązywać pełny kontakt z innymi kotami, z ludźmi zresztą też. Goga zupełnie tego nie rozumie, Gandalf chyba powoli zaczyna... Ja rozumiałem od początku. Jednak w ostatnich dniach Filemon daje prawdziwe koncerty miłości. Pakowanie się na kolana, zagadywanie o pieszczoty, czy zaczepki zabawowe to betka. Nawet spanie w nogach w łebkiem na mojej kostce to też nic. Oto Fil ma nowy sposób na spanie ze mną. Kiedy leżę w łóżku, odwraca sobie moją rękę wnętrzem dłoni do góry, układa się wzdłuż niej, obejmując łapami, a łebek kładzie w dłoni. Kiedy się ruszam, delikatnie, acz stanowczo dyscyplinuje mnie lekkim chwytem ząbkami. Zresztą, niesamowita miłość tego kota do świata objawiła się, kiedy w jego życiu pojawiła się mała kicia. TOOSIA DROGOWA (ur. jakoś w maju 2004). Jak kto nie wie, to informuję, że Toosia została znaleziona przez pewnego pana na jezdni, nad nią przemykały samochody, a ona biedna leżała nie wiadomo jak długo... Pan jednak cofnął się (brawa dla tego pana!), zabrał kicię i tak trafiła do Ryśki, a potem do mnie. Było z nią niedobrze, ale w kociej kolonii radzionkowskiej Toosia doszła do siebie na tyle, że mogła dojechać do mnie. Teraz właśnie śpi w koszyku na parapecie za kompem. Pewnie zaraz obudzi się i zaskrzeczy, że chce jeść... A jest żarłoczkiem niesamowitym... Toosia doskonale zaaklimatyzowała się w domu. Biega wszędzie, jest bardzo ciekawska i cudownie się bawi. Od razu za kolegę miała Filemona. Z nim się gania, z nim tarmosi, on ją myje i przytula często do snu. Ich relacje są niesamowite! Warto to zobaczyć... Gandalf owarkiwał Toosię często, ale teraz można powiedzieć, że sprawy zostały poukładane. Bawią się razem, zgodnie wyczekują przed drzwiami, nawet obok siebie śpią. Toosia uwielbia towarzystwo ludzi. Bardzo lubi spać blisko wtulona, np. pod pachą, albo ułożona na dłoni (na której już właściwie się nie mieści;) ). Wyrasta na wspaniałą kotkę! ŚNIEŻKA POLICJANTKA (ur. chyba w 2003/2004 r.). Przez rok koczowała na podwórku po śmierci opiekuna, zanim sąsiedzi zdecydowali się przynieść ją do schroniska, kiedy kotka zaszła w ciążę. W maju trafiła do Cichego Kąta, a kilka miesięcy później do mnie. Ma cudne niebieskie oczy, futerko białe w szare łatki. Nie jest zbyt łagodnie usposobiona. Z początku bardzo uciekała. Nie dało się jej wziąć na ręce, co poważnie utrudniało zabiegi pielęgnacyjne. Ksywkę zawdzięcza pewnemu charakterystycznemu zachowaniu, które zaobserwowałem po tym, jak kicia się zadomowiła. Mianowicie kiedy reszta ekipy rozrabia i hałasuje poważnie, albo ja podniosę głos interweniując, natychmiast jest na miejscu Śnieżka, która dwoma, trzema pacnięciami udziela reprymendy rozrabiace. Nigdy się nie myli! Nawet jeśli biegnie z szafy w przedpokoju (bo lubi tam czasem pospać) zawsze bezbłędnie trafia na tego kota, który się awanturował. I tylko on obrywa. Niegroźnie zresztą. Jej imię doskonale kontrastuje z charakterem i wyglądem. Jest co prawda piękna na swój koci sposób, jednak bardziej przypomina bullteriera niż królewnę. Z charakterku także. Co nie zmienia faktu, że jest bardzo kochanym kotem.
|